Impressum

Jan Gondowicz: "Pan tu nie stał"

 

Ausstellungsansicht

Okładka to fasada i wejście do książki. Z okładki Jan Gondowicz patrzy na czytelnika badawczo, z lekką ironią - a może też całkiem po prostu, bez intencji. Jeśli rozwinąć skrzydełko okładki, to widać, że pod kartką z portretem znajduje się plik kolejnych kartek, może z tym samym portretem. Na skrzydełku cytat z Montaigne'a o istocie czytania książek: dla godziwej rozrywki
i żeby poznać samego siebie. Nic dodać, nic ująć.

Tytuł „Pan tu nie stał” brzmi jak zagadkowy, emblematyczny napis na alegorycznym obrazie, którego główną figurą jest kolejka: na coś się czeka, coś chce się dostać, a poza tymi, co od początku w niej stali, są i tacy, co chcą się wepchać i tacy, co zostaną wypchnięci. Nawet jeśli najpierw nie całkiem widzimy związku z treścią książki, to z góry akceptujemy zawsze aktualne przesłanie tej alegorii o trudzie i kłopotliwość życia. A także godzimy się z rezygnacją, że w tej kolejce, jak informuje podtytuł, stoi się po „artykuły drugiej potrzeby”.
Każda porządna alegoria ma swoją alegorezę, czyli tekst tłumaczący, o co chodzi. Figurę „pana poza kolejką” objaśnił Gondowicz w odrębnym tekście, ukrytym w wywiadzie zamieszczonym w „Nowych książkach” (Nr 3, 2011) - pod znamiennym tytułem: „Jestem narkomanem zagadek”. Czytamy w nim, że miejsce poza kolejnością należy się tym, którym okoliczności przeszkodziły w jego zasłużonym zajęciu - na przykład zapomnianym a interesującym autorom. „Nie stał, ale już stoi”. Tytuł wcale nie zapowiada walki z tymi, co się wpychają, ale zadośćuczynienie dla wypchniętych.

Za okładką, zanim jeszcze na dobre „wejdziemy” do książki, napotkamy jeszcze zdjęcie przedstawiające Gondowicza wychylającego się ku nam spoza wielkiej kamiennej kuli spoczywającej na rozległym placu.
W oddali, na osłonecznionej stronie, leży druga kula. Podobną kamienną kulę ustawił Goethe na postumencie w swoim ogrodzie w Weimarze jako symbol szczęścia. Na innej słynnej kuli - armatniej - pędził w powietrzu baron Münchhausen, jeden z ulubionych bohaterów Gondowicza. Przypuszczam, że o tych obu znaczeniach (a może o jeszcze innych) myślał Gondowicz pozując do tego zdjęcia.

Gondowicz

Jesteśmy więc uprzedzeni, że zagłębiając się w książkę znajdziemy się w przestrzeni symbolicznej, w domostwie miłośnika alegorii, symboli i zagadek. Jak ją czytać? Najlepiej, jak przewodnik po muzeum, po skarbcu, archiwum, czy bibliotece, gdzie eksponaty umieszczono w metaforycznej przestrzeni zawartej między okładkami, tak, jak to było w dawnych książkach o nazwach „Speculum”, „Theatrum” czy „Museum”, które opowiadały o osobliwościach świata sztuki i natury.
Materią tego zbioru jest literatura, historie i anegdoty: zapisane, zasłyszane, zapomniane i przez Gondowicza odnalezione, odkryte, rozszyfrowane. Skład wiedzy niepotrzebnej, ukrytej w labiryncie muzeum, „rojowisko przyczynków, cytatów, wspomnień, spostrzeżeń i plotek”, „... nie droga do celu, lecz punkt wyjścia i dojścia.
To labirynt, który winien być na tyle splątany, by nie sposób go było opuścić. Kiedy nic nie jest ważne, wszystko robi się ciekawe, i kto się nie spieszy, zaczyna słyszeć głosy z przeszłości.”

W muzeum Gondowicza znajduje się sześć sal, a nad wejściem do każdej - emblematyczny napis, równie zagadkowy, jak tytuł całej książki (Kryptografia jest zresztą jednym z eksponatów muzeum. Gondowicz jest mistrzem w rozwiązywaniu zagadek - do jego spektakularnych osiągnięć należy odkrycie, że Bruno Schulz w swoich grafikach ukrył obrazy w obrazach.) W salach, wyobraźmy sobie, mieszczą się szafy i witryny, a w nich - skarby.

Sala I - to „Jazda na kuble”, a wystawione są tu m.in. fragmenty listów wdzięcznych czytelników do recenzentów oraz wycinek z recenzją „Rambo w szambie”, czyli ten dział przedstawia narodziny krytyki przed 200 laty i jej obecną korupcję: wiadomo dokąd i na czym ta jazda.
Sala II - „Języczek uwagi”, gromadzi eksponaty z obszaru środkowo-europejskiego. Języczek wychyla się to na prawo, to na lewo, albo drży niecierpliwie pośrodku w oczekiwaniu, co też zostanie położone na szalkach. W tej sali, jak i w innych, znajdziemy autorów, którym Gondowicz przyznaje ich zasłużone miejsce „w kolejce”, jak René Duamal, odkrywca białej i czarnej poezji,„alpinista, surrealista i filozof, o którym naprawdę mało kto słyszał, a przeto niezwykle oryginalny”, czy Bela Hamvas, (skazany na zapomnienie przez ideologa Lukacsa), autor Filozofii wina, gdzie „żartobliwa metafizyka wina przeplata się (…) z nadzwyczaj celną krytyką ascetów”.
Sala III - „Linia Imaginota”, nieprzypadkowo umieszczona w samym centrum książki, jest hołdem dla wyobraźni, patronki sztuki i muzeów, wszelkich zbiorów osobliwości, Kunst- i Wunderkammer, antykwariatów, składów ze starociami, rzeczami zbytecznymi, nieistotnymi, a jednak tak koniecznymi.
W jednej z „gablot”, zatytułowanej „Gri-Gri”, leży magiczny obiekt, książka, fetysz szamana promieniujący - dla wielu niestety już wygasłą - mocą. Gondowicz, wyznaje, że ma ich w swoim mieszkaniu 11 tysięcy.
Sala IV zbiera „Lewitacje”, opowieści o opowieściach i ich źródłach, o prawdzie i zmyśleniu, o tym, że i menu należy do narracji, i że o wszystkim da się opowiedzieć na różny sposób, i w różnych tonacjach, i o tym, że sztuka nowoczesna zaczęła się od spektaklu przedstawiającego zderzające się czołowo lokomotywy. Dla witkacologów to informacja niezwykle cenna – wiadomo teraz, dlaczego nośnikiem Czystej Formy jest „szalona lokomotywa”!
W Sali V znajdziemy w gablotkach między innymi osobliwości ukryte w historii literatury, jak dziwne toczone przedmioty i kuriozalna czapka z „Pani Bovary”, czy 98 tysięcy listów, które autor „Alicji w krainie czarów” przechowywał w kartotece z korespondencją z zaprzyjaźnionymi dziewczynkami ... Ta sala to „Wariacje gutenbergowskie”.
Sala VI - „Poszczątki”, zamyka obchód po tej książce-muzeum. Stoją tu trzy witryny. W jednej leżą Bajki robotów Lema, a w nich lekcja kryptografii profesora Grypianusa, „co wziąwszy na warsztat pewien tekst liryczny, odszyfrował w nim przekaz: 'Karaluch z Młękocina dojechał szczęśliwie, ale szambo zgasło'”.
„Kto raz tego spróbował”, dodaje Gondowicz, „tego zwykła proza nudzi”. Druga witryna zawiera kompozycję typu vanitas - z obrazami wnętrza starego gmachu biblioteki uniwersyteckiej w Warszawie przerobionej teraz na sale wykładowe, obok leżą eseje sprzed lat, koło nich zapis w dzienniku Tadeusza Peipera. „Zal mi zamilkłych tekstów i podczytuję je w wolnych chwilach, żeby coś miały z życia”. W ostatniej witrynie, już przy wyjściu, wystawione są świadectwa początków zbieractwa tych wszystkich skarbów - w lekturach dzieciństwa. „Poezja to przeliczanie skarbów … Zaczyna się zawłaszczanie. Zbieranie detali porzuconych po kątach, niepasujących do reszty, opowiedzianych przypadkiem, zauważonych mimochodem, których nieobecności w książce nikt by nie zauważył … Powstaje kolekcja znalezisk, które utkwiły w pamięci i przeszły na własność”: pułapka na słonie, flaszka z brzucha rekina, packa na muchy szlacheckie i ostatnia zapałka.
Przed wyjściem można zajrzeć jeszcze raz do poprzednich sal ...

Wojciech Sztaba, kwiecień 2011

Jan Gondowicz, Pan tu nie stał, Warszawa 2011, Wydawnictwo Nisza
Projekt okładki: Joanna Gondowicz; fotografia na okładce: Marek Szczepański,
fotografia „z kulą”: Stefan Okołowicz

weitere Texte