Impressum

z cyklu: archiwalia

 

gałąź

tekst i zdjęcia: K. Damar

 

Od pewnego czasu obiecuję sobie wyrzucić z mojego słownika dwa wyrazy: pamiętam i zapomniałam, ale dni mijają, i wciąż mi się to nie udaje. Powtarzam sobie, że w moim wieku i przy moim fizycznym ograniczeniu nie jest to żadną sensacją, większość starych ludzi wisi na bardziej lub mniej udanym wspominaniu, ale tak naprawdę wcale mnie to nie pociesza, zresztą słowo powtarzanie również dotyczy uników czy wymigiwania się z koncentracji nad dniem dzisiejszym.

Niedawno w Gültstein przyłapałam się na takim właśnie wpędzeniu samej siebie w powtórkę, zerkając zachłannym wzrokiem na długą, prawie prostą gałąź leżącą na ziemi, zamiast przyjrzeć się staremu zwalonemu drzewu, którego była tylko częścią.
I natychmiast skojarzyłam ją z fascynacją towarzyszącą mi 5 lat temu, gdy dobrałam się do gałęzi dużo krótszej, przywiezionej z parku w Bad Niedernau, razem z Wojtkiem obdzierałam ją z kory, potem wysychała parę tygodni w piwnicy, w końcu pomalowałam ją i sfotografowałam w mieszkaniu i na trawie za domem.

Wzięte z literatury i plastyki asocjacje, narzucające mi się podczas tworzenia tej cichej metamorfozy, zmieniły kierunek mojego codziennego, rutynowego myślenia, i było mi bardzo przyjemne. Również potem, gdy ta gałąź (czy ten wąż) została pokrojona na kawałki i spalona przy okazji odwiedzin w Tenczynku, nie zmieniło to dla mnie sensu pracy nad czymś dla mnie istotnym i zabawnym. A że minęło – należy w końcu do natury rzeczy.

Więc gdy ostatnio znowu pojechaliśmy na spacer do Gültstein i zatrzymaliśmy się na papierosa, powiedziałam do Wojtka: To dopiero byłaby zabawa z tą gałęzią! I poprosiłam, by odmierzył krokami, jaką ma długość i wyszło mu na 3 i pół metra. Czerwony szalik przywiązałoby się na jej końcu wystającym z bagażnika i dałoby się przewieźć do domu – powiedziałam, i jeszcze – proszę, unieś ją z jednej strony, bo chcę poczuć jej ciężar. Wojtek chwycił ją z całej siły, przyciągnął lekko w moją stronę, żebym też mogła spróbować, ale nawet przez moment nie potrafiłam jej sama podtrzymać.

Podczas kilku godzin wyobrażania sobie, jak to byłoby fajnie, gdybym jeszcze raz zabawiła się w to, co kiedyś tak bardzo mnie zajęło, i że może nawet udałoby mi się stworzyć lepszą, doskonalszą formę, obejrzałam zdjęcia pierwszej wersji, którą przedstawiłam już w 2015 oraz 2018, i powoli uświadamiałam sobie absurd rozmyślania (czy raczej marzenia) nad wszystkimi jak, którędy, gdzie – tylko dla porównywania i wspominania. Wprawdzie jeszcze postałam nad pudłem z farbami, by sprawdzić, czy mamy odpowiednie, ale w momencie, w którym zauważyłam, że trzeba by kupić zieloną i czerwoną, zaśmiałam się głośno i odsunęłam pudło z powrotem na jego miejsce.

  listopad 2020